Tag Archives: wymiana

Dlaczego wybrałam Lille? czyli Erasmus we Francji.

IMG_0412

Pierwszy raz o wymianie Erasmus usłyszałam jeszcze będąc w gimnazjum. Wiedziałam, że może to być coś ekscytującego, nowego, zmieniającego życie i poglądy. Od zawsze lubiłam podróżować i poznawać różne kultury, uczyć się języków i je praktykować. Moim celem była Francja, dlaczego ?

Uczyłam się francuskiego od kilku lat, wielokrotnie byłam w Paryżu, kochałam klimat tego kraju i jego zmienność. Chłodna deszczowa północ, gorące atrakcyjne południe. We Francji znajdziesz tak naprawdę wszystko.  Każdy człowiek reprezentuje odmienną kulturę. Najciekawsze jest to, że będąc w tym kraju możesz poczuć się jak w Maroku, Włoszech , Belgi czy w Niemczech. Każdy region słynie z czegoś innego i jest pod różnymi wpływami kulturowymi.

IMG_0426

Decyzja o Erasmusie nie była łatwa. Na 5 miesięcy musiałam zostawić swoich przyjaciół w Polsce i zbudować swoje grono znajomych na nowo. Na początku można poczuć się samotnie i wtedy zaczynasz zastanawiać się, w co tak naprawdę  się wpakowałeś, mogłeś przecież zostać spokojnie w Krakowie, a nie wprowadzać taką rewolucję w swoje życie, ale czy nie żałowałbyś wtedy, że straciłeś szansę na coś wyjątkowego? Czy się bałam? Oczywiście. Czy miałam wątpliwości?  Miałam. Bałam się egzaminów i tego czy będę w stanie wszystko zrozumieć, bo przecież 2h w tygodniu języka w szkole a codzienność to niebo a ziemia. Pierwszy miesiąc był trudny. Musiałam się osłuchać, nabyć płynność w wypowiadaniu tego, czego potrzebuje.  U mnie trudność polegała na tym, że musiałam zmieniać co chwilę języki.  Zajęcia miałam po angielsku, po zajęciach spotykałam się ze znajomymi i wszyscy rozmawiali po francusku, mój mózg musiał się do tego przyzwyczaić.  Potem już wszystko przychodziło automatycznie, nawet nie wiem, kiedy przestałam mieć trudności z porozumiewaniem się, to wszystko przyszło naturalnie. Cudowne uczucie. Jedno co trzeba wiedzieć to, żeby wyjechać na Erasmusa potrzebna jest odpowiednia baza słów. Jeśli już ją masz na Erasmusie ćwiczysz płynność i szybkość wypowiadania się, owszem przybywają nowe słówka, ale najważniejsza jest praktyka.

IMG_0421

Ja swoje 5 miesięcy spędziłam w Lille. Dlaczego Lille ? Miasto leży na północy Francji, jakieś 5 km od belgijskiej granicy, 200km od Paryża, 6h autobusem od Londynu, 150 km od Brukseli i ponad 200km od Amsterdamu.  Dojazd tam jest prosty. Samoloty często latają między Krakowiem a Brukselą, a z lotniska jedzie bezpośrednio autobus do centrum Lille.  Miasto jest mniejsze niż Kraków, ale ma swój klimat, przede wszystkim jest tańsze od Paryża. Wybrałam Lille, bo chciałam też troszkę popodróżować, a nie wydać całego grantu z Erasmusa na utrzymanie w Paryżu.  Miałam na tyle szczęścia, że udało mi się znaleźć mieszkanie przez Facebooka. Istnieją różne grupy, gdzie ludzie wstawiają ogłoszenia, że zwalniają pokój, tym sposobem ja się ogłosiłam, że poszukuję i odezwał się do mnie pół francuz pół polak, który także wyjeżdżał w tym okresie na wymianę do Niemiec, a chciał zachować pokój. Zabawna historia, jak to erasmusi sobie pomagają. Średnio za pokój płaci się w Lille 300-500 euro.  Jeśli chce się zaoszczędzić, można żywić się w szkolnej stołówce ok. 2,50 euro za obiad. Stołówki są prawie przy każdym wydziale. Komunikacja miejska też jest w Lille tańsza niż w Paryżu. Jest to koszt ok. 28 euro na miesiąc. Wiadomo, że przed wyjazdem warto troszkę pooszczędzać, żeby mieć na podróże i wypady na imprezy. Trzeba się z tym liczyć, że sam grant nie wystarczy. Ale dla chcącego nic trudnego !

Co do formalności związanych z wyjazdem, jest sporo do załatwiania, potrzeba wielu podpisów, dobrych ocen, ale tak naprawdę każdy ma szansę wyjechać. Jak już się zdało egzamin z języka obcego i ma się z niego punkty, zawsze jest szansa. Ja byłam na liście rezerwowej, bo brałam udział w rekrutacji dodatkowej i opłaciło się! Erasmus dał mi bardzo dużo. Mogłam zobaczyć jak wygląda rzeczywistość we Francji. Jeśli ktoś jeździ tylko na wakacje, tak naprawdę niewiele się dowie, dopóki nie wsiąknie troszkę bardziej w dane miejsce i jego kulturę.

IMG_3621

Zdjęcie z wycieczki do Strasbourga organizowanej przez ESN Lille

Trzeba mieć odwagę i wierzyć, że się uda. Bo po co jechać i ciągle wątpić w siebie ? Postanowiłeś, że dasz radę, podpisałeś umowę z uczelnią, nie masz innej opcji, jak dobrze się bawić i nauczyć czegoś nowego. Erasmus da Ci odwagę w życiu do próbowania nowych rzeczy i ryzykowania, a wiadomo, że kto nie ryzykuję ten nic nie ma. Po moim Erasmusie w Lille, pojechałam też na praktyki Erasmus nad Lazurowe Wybrzeże, a teraz zamieszkałam we Francji na stałe. Może tu zostanę na zawsze, a może przeniosę się w całkiem inne miejsce, jestem otwarta na nowe wyzwania. Myślę, że to dzięki właśnie tej wymianie nie boję się iść naprzód. Jeśli chcesz być Panem/Panią swojego losu, a nie tylko biernie przyglądać się temu co Cię otacza, wybierz wymianę Erasmus !

IMG_0612

Maggie

Wszystkich zainteresowanych wymianą studencką w Lille gorąco zachęcamy do odwiedzenia bloga autorki wpisu, który w całości poświęciła ona swojemu Erasmusowi. Znajdziecie tam mnóstwo przydatnych informacji dotyczących życia w Lille, które z pewnością będą dla Was bardzo pomocne.

Link do bloga: https://ichoselille.wordpress.com/


Tere Tartu

Pierwszy dzień w Estonii

Pierwszy dzień w Estonii

Najważniejsze pytanie przy wyjeździe na Erasmusa jest zawsze jedno. Gdzie jechać? Długo zastanawiałem się przy wyborze kraju. Szukałem miejsca, które pozwoli mi przeżyć Erasmusa jak najlepiej. Wybrałem Estonię, która okazała się wyborem lepszym niż mogłem przypuszczać. Estonia jest najbardziej wysuniętym na północ państwem bałtyckim, w przeszłości tak jak Litwa i Łotwa była częścią Związku Radzieckiego. Estonia jednak historycznie i kulturowo ma wiele wspólnego z Krajami Nordyckimi. Z Finlandią łączy ją dodatkowo język, wywodzący się z tej samej rodziny, a także hymn narodowy, który w obu krajach ma dokładnie taką samą melodię. Estończycy jak Skandynawowie to raczej ludzie spokojni i introwertyczni, przy tym uprzejmi i życzliwi. Porównując z krajami nordyckimi, Estonia jest jednak znacznie tańsza. Na swojego Erasmusa wyruszyłem więc do Tartu. 100-tysięcznego miasta, drugiego pod względem wielkości w Estonii. Cała Estonia liczy 1.3 miliona mieszkańców, to jedno z najmniejszych państw w Europie pod względem populacji. Estonia jest również jednym z najbardziej nizinnych państw Europy. Tam nie ma gór czy wyżyn. Najwyższy szczyt Estonii -Suur Munamagi ma 318 m n.p.m. Stolica Estonii – Tallinn jest średniowiecznym, portowym miastem.

Rynek w Tallinie

Rynek w Tallinie

Jest zdecydowanie wartym zobaczenia miastem i jednym z najstarszych w tej części Europy. O wiele mniejsze Tartu nie ma zbyt wielu zabytków. Najważniejszym budynkiem w Tartu jest Uniwersytet. Założony w kwietniu 1632, mający bogatą historię i uważany za jeden z najlepszych Uniwersytetów w Europie Środkowo-Wchodniej, jest obecnie wizytówką Tartu.

Uniwersytet w Tartu nocą

Uniwersytet w Tartu nocą

W Tartu mieszkałem w Akademiku, który zorganizowała mi uczelnia. Za miesiąc płaciłem mniej więcej 130 euro z internetem. W mieszkaniu w akademiku znajdują się 3 dwuosobowe pokoje, jedna kuchnia, prysznic i łazienka. Warunki bardzo dobre, a współlokatorów miałem bardzo sympatycznych. Olbrzymim plusem Tartu jest właśnie to, że znaczna większość studentów mieszka w akademikach. Ponad 800 studentów z zagranicy: studenci Eramusa, jak również studenci Univeristy of Tartu, którzy przyjechali tu z innych krajów. Kolejnym plusem Tartu jest kompletny brak potrzeby używania komunikacji miejskiej. Akademiki i budynki uniwersytetu znajdują właściwie zaraz przy centrum. Z komunikacji miejskiej korzystałem… tylko raz, by dojechać do centrum handlowego na obrzeżach miasta. Przy tym, ten akurat autobus, był darmowy.

Fontanna Kissing Students

Fontanna Kissing Students

Moje życie imprezowe w Estonii ograniczało się do kilku miejsc, ale za to jakich 😀
Rüütli. Od niej zaczyna się każda impreza i tam też się kończy. Rüütli to ulica znajdująca się w samym centrum Tartu. Nie więcej niż 6 minut od mojego akademika. Na tej imprezowej, pełnej pubów ulicy, szczególne miejsce przypadło 3 pubom, które tworzyły tzw. Trójkąt. Niektórzy dodawali „Bermudzki”. Nazwę tą zawdzięcza się lokalizacji tych klubów, ale przede wszystkim ogromnemu tłumowi ludzi, który 6 dni w tygodniu (w niedzielę – odsypialiśmy tydzień) tam się znajdował. W Estonii można legalnie pić alkohol na ulicy. I dlatego też tam zaczynała się każda impreza. I zawsze można było znaleźć tam tłum ludzi i wszystkich znajomych. Na dobrą sprawę, nie trzeba była się nawet z nikim umawiać i tak było wiadomo, że wszystkich spotka się na Rüütli. A potem? W środy bawiliśmy się zawsze w klubie Tallinn, gdzie wszystko (no prawie) było za 1 euro. Na uwagę zasługują również kluby: Illusion i Atlantis. I puby Genialistide Klubi i Püssirohukelder (Gun Powder Cellar). Ten ostatni jest pubem z najwyższym sufitem na świecie (11m) potwierdzonym wpisem w księdze Guinessa.

Halloween Party

Halloween Party

Estonia nazywana jest czasem WiFi country. To nie przypadek. W Estonii internet jest dosłownie wszędzie. W każdym pubie mamy darmowe WiFi. W centrum miasta, a nawet w środku lasu. Również wszędzie można płacić kartą. Mówiąc wszędzie mam również na myśli, stoisko z prażonymi orzeszkami w centrum Tallinna. Estonia jest uważana za jeden z najbardziej innowacyjnych krajów pod względem zastosowania technologii informatycznych. To nie przypadek, że popularny Skype powstał właśnie w tu. Przez internet można załatwić właściwie wszystko, nawet głosować w wyborach parlamentarnych.

Tere to po estońsku „cześć”. Nawet w ogóle nie znając estońskiego, już od pierwszego dnia wszyscy zagraniczni studenci używają tego zwrotu. Tere znaczy też „dzień dobry” także bez problemu można używać tego zwrotu w każdej sytuacji. Oczywiście istnieją też inne formy przywitań, ale Tere jest najpopularniejsze. Język estoński nie należy do najłatwiejszych. Mimo braku rodzaju gramatycznego i czasu przyszłego trzeba się przyzwyczaić do zupełnie innej konstrukcji zdania i 14 przypadków. Najbliższym estońskiemu językiem jest fiński, a razem z węgierskim te 3 języki pochodzą z grupy Ugro-Fińskiej niemającej korzeni w grupie języków Indo-Europejskiej.

Mini słowniczek estońskiego:

Tere – cześć, dzień dobry
Palun – proszę
Aitäh – dziękuję
Terviseks – Na zdrowie
Tervis Sulle Seks Mulle! – Zdrowie dla Ciebie, seks dla mnie. Jest to estoński żart utworzony z powodu brzmienia estońskiego „na zdrowie”

Estonia jest świetną „bazą wypadową”. Wybierając Estonię, wiedziałem, że na pewno chcę zwiedzić: Helsinki i Rygę, ale udało mi się zwiedzić o wiele więcej. Na początku zwiedziłem Rosję: St.Petersburg i Moskwę. Piękno i wielkość obu tych miast robi niesamowite wrażenie. ESN Sea Battle – było wielką dwudniową imprezą na statku połączoną ze zwiedzaniem Sztokholmu – dla uczestników z Litwy, Łotwy i Estonii albo Tallinna – dla Szwecji, Danii i Norwegii. Najlepszą wycieczką była jednak Laponia. Zorza Polarna, Święty Mikołaj, Renifery, Zaprzęg husky i śnieg. Mnóstwo śniegu dookoła.

Peterhof w Rosji

Peterhof w Rosji

U Świętego Mikołaja

U Świętego Mikołaja

Mój pobyt w Tartu uważam za jeden z najlepszych jak nie najlepszy okres w moim życiu. Poznałem mnóstwo wspaniałych ludzi z różnych krajów świata, poznałem podstawy estońskiego, który jest bardzo ciekawym, acz skomplikowanym językiem i przeżyłem wspaniałe chwile. Myślę, że Estonia na zawsze pozostanie mi bliska i na pewno jeszcze nie raz ją odwiedzę. Najbliższą podróż planuję na wyspę Sarema, która latem jest ponoć piękna, a której jeszcze nie udało mi się odwiedzić

Pozdrawiam

Krzysiek

Ratusz w Tartu przystrojony w świąteczne

Ratusz w Tartu przystrojony świątecznie


W kraju deszczu i męskich spódnic…

Do Edynburga dostałam się przypadkiem. Zaaplikowałam do Francji ale zaznaczyłam wymianę roczną i niepotrzebnie uprzejme Panie z BPZ’u uznały, że dadzą mi „najlepszą” wymianę z możliwych – czyli roczny pobyt w Szkocji. Plusami tej umowy są dwa semestry za granicą wraz z grantem 450 euro miesięcznie, który jak się później przekonałam, starczył tylko na mieszkanie. Minusem, o czym w/w Panie nie wiedzą, to fakt, iż uczelnia z którą UEK ma umowę nie jest „jedną z najlepszych w Europie”, którą jest Edinburgh University, a zaledwie szkółką, która jeszcze dwa lata temu była collage’m. Ale po kolei!

971368_629267987101066_1939136547_n

Pierwszy dzień szkoły

Gdy już pogodziłam się z faktem wyjazdu na 8 miesięcy do kraju deszczu i męskich spódnic, zapakowałam co miałam najcieplejszego i 1go września wsiadłam w samolot. Sama – bo z UEKu jechać na Erasmusa do Szkocji może tylko jedna osoba. Szkoła skontaktowała się ze mną stosunkowo szybko, bo już w lipcu dostawałam maile od koordynatorki studentów programu Erasmus. Wszystkie potrzebne informacje odnośnie akomodacji, przedmiotów itp. znalazłam na stronie uczelni. Jeśli chodzi o mieszkanie, do wyboru jest akademik – kilka budynków rozrzuconych po centralnych dzielnicach Edynburga lub mieszkanie na własną rękę. Ja wybrałam drugą opcję, gdyż akademik, nie dość, że od początku odradzany z powodu małej liczby miejsc, okazał się drogi. Ceny za pokoik z łazienką i wspólną kuchnią zaczynały się od 150 funtów na tydzień. Z perspektywy czasu trochę żałuję wyboru mieszkania, gdyż wszyscy znajomi bardzo sobie chwalili akademiki, głównie dlatego, że tam poznali większość znajomych i wiecznie się coś działo – w przeciwieństwie do mieszkań, ale o tym za chwilę. Mieszkanie znalazłam przez gumtree, uprzednio obejrzawszy 3 inne obskurne, drogie dziury. Moje znajdowało się w centrum, miało dwa piętra, 11 pokoi, 5 toalet, dwie kuchnie i salon. Jednym słowem jakby hostel. Na siebie wzięłam znalezienie pozostałych 10 osób. Cel? Byle multikulturowo!  W ten sposób mieszkanie wypełniło się Francuzami, Niemką, Bułgarką, Słowaczką, Grekiem, Włochem, Kanadyjczykami i Holendrem. Prawie wszyscy byliśmy z tej same uczelni i razem stawialiśmy pierwsze kroki w Edynburgu. To mieszkanie uratowało mnie przed wieczną nudą i samotnością, które bardzo doskwierają w Szkocji.

970634_629267747101090_641119079_n

Mity mitami – a bielizny nie ma!

Ogromnym zawodem był dla mnie brak Erasmus Student Network – organizacji zajmującej się planowaniem dni Erasmusów. Nie zostali nam przydzieleni mentorzy, nie było żadnego Orientation Week czy Integration Camp. Był jedynie Freshers’ week – głównie dla pierwszorocznych studentów. Niestety mało kto z moich znajomych polubił tydzień picia i ćpania z 18 letnimi Szkotami, którzy nie dość, że kulturą nie grzeszą to jeszcze bełkoczą w niezrozumiałym dialekcie. Tak tak, jeśli o Szkotów chodzi – języka nie należy się bać, choć pierwsze tygodnie bywają trudne. Fanów brytyjskiej flegmy muszę zasmucić – tego tu nie uświadczycie. W Szkocji ma się wrażenie, że wasz angielski, zamiast rozwijać – cofa się, bo po każdym zdaniu Szkot zapyta się „parrrdon?”. Niektórych wykładowców ani po semestrze nie byłam w stanie zrozumieć, także dobrze jest czytać książki bo z ich wykładów mało się wyciąga.

968790_629267770434421_1191287704_n

Isle of Skye

Tak mijał mi mój pierwszy semestr – na poznawaniu miasta i zwiedzaniu kraju z współlokatorami. Jeśli chodzi o pogodę – jest zimniej niż się spodziewacie. Najgorszy nie jest sam deszcz, a wiatr, który wyciąga ciepło i siły oraz wieczna szarość, która potrafi porządnie przygnębić. Ogólnie klimat jest umiarkowany – do stycznia na plusie. Później różnie – zdarzył się i śnieg końcem kwietnia, ale po semestrze się już przyzwyczaiłam. Edynburg jest przepięknym miastem – pełnym historii i kultury. Do zwiedzania mamy tu wiele muzeów, zamek, wzgórza i same uliczki, które w całości wykonane z kamienia, nieraz zapierają dech.

Krzesło Artura - centralnie położona góra Edynburga

Krzesło Artura – centralnie położona góra Edynburga

Jest to jednak miasto małe – tylko 450 tys ludzi. Tak więc jeśli chodzi o zakupy, kluby i wydarzenia, należy skupić uwagę na oddalonym o godzinę Glasgow, gdzie życie studenckie toczy się zdecydowanie szybciej. Ogółem Szkocja jest krajem drogim. Grant pomógł mi w znacznym stopniu – pokrywał cały czynsz za mieszkanie. Jeśli się wie, gdzie robić zakupy i jak tanio podróżować – robi się znośnie. W drugim semestrze zdecydowałam się znaleźć pracę – pogłoska, że jest to łatwe to mit – po dwóch miesiącach szukania, dostałam odpowiedź z jednego turystycznego sklepu, także jeśli planujecie pracę dorywczą, radzę zacząć poszukiwania  od pierwszego dnia pobytu. Połączenie pracy ze szkołą nie sprawia najmniejszego problemu. Na uczelni do wyboru mamy maksymalnie 3 przedmioty na semestr, gdzie każdy to ok. 3 godziny tygodniowo na uczelni plus jakieś ustalone 10 godzin na pracę „własną w domu”. Także do szkoły chodziłam 8h na tydzień co praktycznie pozwala na pełen etat w pracy. Napier University nie wymaga dużo od studentów. W pierwszym tygodniu sale są pełne, a następnie większość Szkotów nie odwiedza szkoły aż do sesji. Za to klasy pełne są Chińczyków i Hindusów. Ci pierwsi nigdy nie zabierają głosu w klasie, a na egzaminy kują książki na pamięć, drudzy spóźniają się na wszystkie zajęcia i nieprzygotowaniem doprowadzają nauczycieli do histerii. Ale wykładowcy sami twierdzą, że bez nich, uczelnia by się nie utrzymała, bo Szkoci studiują za darmo. Jeśli chodzi o sposób nauki, to bardzo mi przypadł do gustu. Oceny są składowe i zwykle składają się z eseju, prezentacji i egzaminu. Dzięki temu końcowa ocena jest wynikiem całościowej pracy studenta, a nie wykucia na egzamin. Dodatkowo Szkoci lubią praktykę zamiast teorii. Dzięki genialnie prowadzonym zajęciom np. z księgowości czy finansów, pokochałam te z pozoru nudne przedmioty. Pomimo małej liczby godzin, w ciągu tych 8 miesięcy nauczyłam się dużo więcej niż kiedykolwiek na UEKu. Pozytywnym faktem jest to, że z wszystkich wydziałów Napier University – Business School jest najlepszym. Niestety każde zajęcia miałam w innej grupie, mało pracy zespołowej plus mała liczba godzin, skutkowały tym, że w szkole nie poznałam prawie nikogo.

Jeśli chodzi o życie studenckie, to kolejną przeszkodą są bardzo wysokie ceny alkoholu sprzedawanego tylko między 10am – 10pm oraz godziny otwarcia klubów. Wszystkie puby zamykają się maksymalnie o 1:00 rano, natomiast kluby – o 3:00. Jedynym otwartą później miejscem jest kasyno lub McDonald. To wbrew pozorom, jest ogromnym ograniczeniem, szczególnie dla nas Polaków, przyzwyczajonych do możliwości kupna alkoholu tanio o każdej porze i spędzenia nocy w klubie do świtu. Stąd można spotkać pijanych Szkotów już o 6:00 popołudniu. Jeśli chce się pobalować na Erasmusie w Edynburgu to trzeba się albo szybko przestawić na picie wraz z powrotem po szkole do domu albo wpraszać się na domówki. Przyznaję – Kraków jako miasto dla Erasmusów podniósł mi poprzeczkę tak wysoko, że zderzenie z rzeczywistością w Szkocji było bolesne.

10610_629267783767753_1990046665_n

Typowy weekend

Zdecydowanie nie jest to wyjazd dla ludzi, którzy chcą przeżyć szaloną wyprawę młodości. Jest to natomiast super opcja dla tych, którzy chcieliby spróbować czegoś innego niż Polska, pozwiedzać naprawdę magiczne zakątki niezniszczonej przez postęp cywilizacyjny krainy oraz trochę odetchnąć od swojej codzienności. Osobiście w Edynburgu miałam wreszcie tzw. czas dla siebie. Zaczęłam uprawiać jogging, bardzo tu popularny, chodzić na rysunek, basen. Bardzo dużo nauczyłam się o samym kraju, pozwiedzałam. Prawdziwe zetknięcie z kulturą miałam dopiero w pracy, gdzie obcowałam zarówno z ludźmi z Erasmusa jak i Szkotami.

395181_629267837101081_461739198_n

Bardzo popoularne mecze rugby

Bardzo polecam północ Szkocji jako cel wypraw czy to autem czy pociągami. Widoki są zupełnie nieziemskie (szczególnie Isle of Skye!), każde miasteczko się różni, a wszechobecna natura robi ogromne wrażenie i korzystnie wycisza. Po pierwszym semestrze spędzonym na zwiedzaniu, w drugim skupiłam się bardziej na pracy i integracji z poznanymi ludźmi. Nie poznałam ich wiele, ale z tymi, z którymi dano mi się poznać lepiej, zawarłam przyjaźnie, podejrzewam, na całe życie. Mimo początkowej niechęci oraz chwilowej depresji w Szkocji, teraz wiem, że nie zamieniłabym tej wymiany za żadną inną. Prawda – zaskoczyła mnie, bo w porównaniu do Krakowa, zdecydowanie mniej imprezowałam i życie mi zwolniło, ale to co dostałam w zamian było niepowtarzalne.

401863_629267773767754_575540015_n

Highlands

970487_629267833767748_847290494_n

Szkockie krowy

Szkocja, wydawałoby się, kraj tak nam bliski, europejski, zaskakuje pod każdym względem. Począwszy od historii, przez obyczaje, na ludziach kończąc. Jest to też znakomity punkt wypadowy na pozostałą część Europy, gdyż, mimo że małe, lotnisko oferuje wiele tanich połączeń. Ogółem Szkocja jest niesamowitym krajem, wartym odwiedzenia nie tylko przez studentów z wymiany Erasmus, ale również każdego, kto chciałby sam odkrywać od początku Harry’ego Pottera, przejść na jedyną w swoim rodzaju górę w samym centrum miasta, czy oglądać widoki rodem z Władcy Pierścieni Tolkiena.

Wiktoria


Hrvatska u mom srcu!


CHORWACJA

  • stolica: Zagrzeb
  • waluta: kuna (1 HRK = 0,5666 PLN); 1 kuna = 100 lip
  • niepodległość: od 1991

Jaka byłaby Wasza pierwsza asocjacja gdybym zapytała, co kojarzy Wam się z Chorwacją? Zapierający dech w piersiach Adriatyk i niepowtarzalne wybrzeże dalmatyńskie? Rakija? Krawat? A może wojna domowa i Jugosławia?

zdj 1

Mimo, że Jugosławia rozpadła się ponad dwadzieścia lat temu, wciąż wiele osób, szczególnie przedstawicieli starszego pokolenia, utożsamia Chorwację z byłą Jugosławią i reżimem Josipa Broz Tito. Z drugiej strony, dla znakomitej większości Chorwacja stanowi wymarzoną destynację wakacyjną – Split oddalony jest od Krakowa o około 1 200 km, a dobre autostrady umożliwiają pokonanie tego dystansu w dość krótkim czasie. Bardzo chciałabym opowiedzieć Wam o Chorwacji, ponieważ, uwierzcie, jest co opowiadać, ale ograniczę się jedynie do stolicy tego pięknego kraju.

ZAGRZEB

Zagrzeb, największe miasto Republiki Chorwacji, zamieszkiwany jest przez prawie osiemset tysięcy mieszkańców – o milion mniej niż na przykład w Warszawie. To nieduże miasto, w którym nie sposób się zgubić. Ten, kto nie lubi zgiełku wielkich aglomeracji będzie się tutaj czuł znakomicie. Jednak wielkość, nie świadczy o prowincjonalnym charakterze miasta. Zagrzeb jest miejscem niezwykłym, przesiąkniętym duchem bałkańskości, a jednocześnie aspirującym do miana najszybciej rozwijającego się miasta w tym regionie. Synkretyzm sprawił, że ten mały grad stał się dla mnie czymś w rodzaju „Jugosławii w pigułce”. I owszem, odnajdziecie tutaj wspomnienie zakończonej w 1995 roku wojny, ale także uderzy Was optymizm i otwartość ludzi na ulicach.

how long

Zagrebačka katedrala i truskawki w marcu!

Zagrebačka katedrala i truskawki w marcu!

LUDZIE

Ludzie są ważnym elementem miasta, które wybieramy jako cel na wymianę. W Zagrzebiu nie spotkało mnie jeszcze nic nieprzyjemnego, wszyscy są bardzo przyjaźni i pomocni. Nawet osoba, która nie jest w stanie Wam udzielić pomocy, chociażby ze względu na barierę językową (niestety nie wszędzie dogadacie się po angielsku), zrobi wiele, byście jednak jakoś rozwiązali swój problem. Weźmy na przykład taką sytuację: musicie dotrzeć na ulicę, której nazwę widzicie pierwszy raz na oczy. Pytacie pierwszego lepszego przechodnia, ale okazuje się, że nie mówi po angielsku. Co wtedy? Nie, nie pytacie kolejnej osoby. Wasz przechodzień wyciąga telefon, dzwoni do znajomego i prosi go, by wytłumaczył Wam drogę. Niesamowite? Tutaj bardzo prawdopodobne!

Ajde, Hrvatska! - mecz Chorwacja vs. Serbia

Ajde, Hrvatska! – mecz Chorwacja vs. Serbia

hr sr 2

Chorwaci są bardzo przyjaźnie nastawieni do Polaków i turystów w ogóle. Już niemal standardem stało się nawiązywanie rozmowy w tramwaju ze starszą panią lub panem, którzy dowiadując się, że jestem z Polski chętnie rozpoczynają konwersację, w której zachwycają się naszym krajem.

UNIWERSYTET

sve

Większe problemy nie spotkają Was także na uczelni. Mimo że programy studiów nie zawsze dostosowane są do studentów nieznających języka chorwackiego, to wykładowcy bardzo często wychodzą naprzeciw ich oczekiwaniom. I tak, jeśli chcesz, by Twój Erasmus był czasem bezstresowego poznawania obcej kultury, podróżowania i spotykania ciekawych ludzi – polecam wybierać przedmioty prowadzone w języku chorwackim, bowiem w takich sytuacjach często się okazuje, że zaliczenie przedmiotu można uzyskać na konsultacjach bądź pisząc esej. Dla tych, którym zależy na rozwoju naukowym – polecam przedmioty w języku angielskim. Niestety wówczas zaliczenie niewiele różni się od tego jakiemu podlegają studenci chorwaccy (bądź jest nawet cięższe, gdyż Chorwaci mają prawo wyboru w jakim języku chcą zdawać egzamin), ale wiedza, którą zdobędziecie może okazać się nieoceniona. Istnieje również możliwość połączenia tych dwóch opcji, co często jest nawet konieczne – szczególnie jeśli Wasz Uniwersytet/Instytut oczekuje, że do Polski przywieziecie 30 punktów ECTS.

Biblioteka Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu w Zagrzebiu

Biblioteka Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu w Zagrzebiu

ESN ZAGREB

Uniwersytet w Zagrzebiu (Sveučilište u Zagrebu) jest największym ośrodkiem akademickim w Chorwacji i jedną z najstarszych uczelni w tej części Europy. Oferuje studia na siedmiu wydziałach i skupia prawie 50% wszystkich chorwackich studentów. Mimo że program Erasmus jest tutaj rzeczą nową, to zadziwiająco aktywnie działa organizacja Erasmus Student Network. Zagrzebski ESN kilka razy w semestrze organizuje wycieczki po Chorwacji, a przynajmniej raz w roku poza granice kraju. W tym semestrze będzie to Wenecja, Triest oraz Belgrad. Zakładając, że nie muszę pisać o imprezach, cieszących się dużą popularnością wśród Erasmusów, wspomnę jedynie o częstych eventach typu: SocialDrink, Tandem, wyjścia do muzeów, ZOO etc. Aczkolwiek, pisząc o imprezach, nie sposób przemilczeć jednej osobliwości: imprezując w Zagrzebiu, nie zdziwcie się jeśli o godzinie czwartej nad ranem w klubie zaświecą się światła i ochrona zacznie zachęcać Was do wyjścia – i nikogo nie interesuje, że na najwcześniejszy tramwaj musicie czekać godzinę 😉

KOMUNIKACJA MIEJSKA

Przyszedł czas bym napisała coś więcej o transporcie w Zagrzebiu. Miasto jest bardzo dobrze połączone liniami tramwajowymi, a w jego odleglejsze rejony  łatwo można się dostać autobusami. Niektórych może zdziwić brak rozkładów jazdy na przystankach, ale nie zdarzyło mi się jeszcze czekać na tramwaj dłużej niż dziesięć minut. Komunikacja miejska należy do najdroższych w Europie – koszt jednorazowego biletu wynosi 12 HRK. Bilety można kupić w tzw. tisakach (odpowiednikach kiosków), u kierowcy bądź wysyłając SMS pod numer 8585 w treści wpisując ZG. Właśnie dzięki tej opcji tzw. „jazda na gapę” jest bardzo popularna. Kontrolerzy noszą zazwyczaj charakterystyczne, granatowe uniformy i jeśli widzicie, że ktoś taki wchodzi to tramwaju albo z niego wysiadacie, albo wysyłacie SMS (SMS zwrotny z biletem przychodzi w ciągu mniej niż minuty). Istnieje także możliwość wyrobienia biletu miesięcznego – wówczas jego koszt wynosi 120 HRK.

IKSICA

Z informacji tzw. survivalowych warto wspomnieć hojności chorwackiego Ministerstwa Nauki, Edukacji i Sportu, które każdego studenta zagranicznego obdarowuje kartą zwaną IKSICĄ, upoważniającą do jedzenia w restauracjach studenckich z 75% zniżką. Działa to tak, że każdego miesiąca karta doładowywana jest kwotą o równowartości około 100 EUR. Płacąc za posiłek, ściągane jest z niej 75% jego ceny, a Wy musicie dopłacić jedynie 25%. W efekcie nie trudno jest zjeść całkiem niezły obiad składający się z zupy, drugiego dania, sałatki, deseru i soczku, którego wartość nie przekracza 5 PLN. W samym Zagrzebiu działa dziesięć restoranów, a niektóre z nich poza standardowym menu oferują słodkości, lody, kanapki, jedzenie typu fast food. IKSICA jest bardzo miłą niespodzianką dla każdego, kto przyjeżdża do Chorwacji, gdyż mimo że na pierwszy rzut oka tego się nie zauważa, to produkty spożywcze są tutaj o około 30% droższe niż w Polsce.

No cóż.. IKSICA <3

No cóż.. IKSICA ❤

CHORWACKIE ROZUMIENIE WYRAŻENIA FAST FOOD

Jeśli chodzi o jedzenie „na mieście” to na pewno należy się natrudzić, by znaleźć fast foody w tradycyjnym, zachodnim ich rozumieniu. W Zagrzebiu działa tylko jeden całodobowy McDonald! W zamian za to na każdym rogu można spotkać piekarnie, które oferują burki (coś na kształt nadziewanego placka wykonanego z ciasta przypominającego francuskie), pyszne kanapki z pršutem (szynka suszona na słońcu i wietrze, subiektywnie oceniając smaczniejszy odpowiednik włoskiej szynki parmeńskiej) bądź z kulenem (ponoć najstarsza chorwacka potrawa – tradycyjnie wędzona kiełbasa) oraz kawałki pizzy (koszt jednego, dość dużego kawałka to, w zależności od miejsca, około 8-12 HRK). W chorwackim menu zauważalne są silne wpływy włoskie stąd też taka kuchnia dominuje w restauracjach. Nie sposób także nie wspomnieć o czymś, bez czego krajobraz chorwacki nie byłby taki sam – wszechobecne kawiarnie serwujące pyszną kawę! Przeciętny Chorwat jest w stanie spędzić przy kawie i z gazetą w ręku całe południe stąd też jej ceny nie są wygórowane i oscylują w okolicach 10-12 HRK. Łatwo także dostać kawę bezkofeinową – moja prywatna teoria mówi, że jest to skutek ilości kaw, które Chorwaci wypijają dziennie 😉

Cvjetni trg, Zagrzeb

Cvjetni trg, Zagrzeb

Bosanska kava i baklava – te akurat z Bośni, ale i kawę, i baklavę można dostać w Zagrzebiu

Bosanska kava i baklava – te akurat z Bośni, ale i kawę, i baklavę można dostać w Zagrzebiu

PODRÓŻE

Podsumowując, w Zagrzebiu nie sposób się nudzić! Jeśli jesteś typem Erasmusa-Tourismusa, na pewno docenisz bogatą siatkę połączeń transportowych, zarówno krajowych jak i zagranicznych, zarówno autobusowych jak i kolejowych. To świetny punkt wypadowy na wycieczki do Włoch, Słowenii, Austrii, Węgier, Serbii, Bośni i Hercegowiny, Czarnogóry, Kosowa, Albanii, Rumunii… W samej Chorwacji polecam odwiedzić Slawonię, a tam Osijek i Vukovar, koniecznie Istrię, Jeziora Plitvickie i oczywiście Dalmację wraz z jej najpiękniejszym europejskim wybrzeżem i różnorodnością wpływów kulturowych. Zagrzeb nie jest portem tanich linii lotniczych, ale tę niedogodność rozwiązują pobliskie miasta taki jak Rijeka i Zadar.

Triest, Włochy

Triest, Włochy

Lublana, Słowenia

Lublana, Słowenia

Sarajewo, Bośnia i Hercegowina

Sarajewo, Bośnia i Hercegowina

Herceg Novi, Czarnogóra

Herceg Novi, Czarnogóra

Budapeszt, Węgry

Budapeszt, Węgry

Dubrownik, Chorwacja

Dubrownik, Chorwacja

Krk, Chorwacja

Krk, Chorwacja

FREE TIME ACTIVITIES

W samym Zagrzebiu znajduje się wiele ciekawych muzeów (warto poszukać informacji o odbywających się co jakiś czas Nocach Muzeów, kiedy to można je zwiedzać za darmo). Szczególnie polecam Muzej prekinutih veza (Museum of Broken Relationships, jedyne takie w Europie, a może nawet na świecie?), Etnografski muzej (Muzeum Etnograficzne, gdzie będziecie mieć okazję cofnąć się do lat dziecięcych i zanurzyć do Świata Zabawek), Hrvatski muzej naivne umjetnosti (mają Nikifora!) oraz Muzej suvremene umjetnosti (Muzeum Sztuki Współczesnej, które poza ciekawą ekspozycją zachwyca alternatywnym sposobem jego opuszczenia – zamiast schodów, można się posłużyć zjeżdżalnią!). Ponadto w Zagrzebiu aktywnie działa  Polonia i Polskie Towarzystwo Kulturalne „Mikołaj Kopernik”, które zrzesza przedstawicieli narodowości polskiej i ich przyjaciół oraz organizuje wiele wydarzeń kulturowych, w których biorą udział zarówno dzieci jak i dorośli.

Jeden z eksponatów pochodzący z Museum of Broken Relationships

Jeden z eksponatów pochodzący z Museum of Broken Relationships

Muzeum Etnograficzne

Muzeum Etnograficzne

Warsztaty „Polska wieś globalna”

Warsztaty „Polska wieś globalna”

HRVATSKA U MOM SRCU!

Mówi się, że Chorwaci to Polacy Południa. Być może coś w tym jest, a przygoda z odkrywaniem różnic i podobieństw może wciągnąć i nie skończyć się na jednym wyjeździe stypendialnym. Jeśli chcesz przeżyć swojego Erasmusa w ciekawy sposób i w mniej mainstreamowym miejscu niż znajomi, gorąco polecam Chorwację, a szczególnie Zagrzeb. Wydawać by się mogło kraj tak bliski, a z drugiej strony tak egzotyczny i zaskakujący niemal na każdym kroku. Nie żałuję swojej decyzji i jestem więcej niż pewna, że Ty też nie będziesz –Hrvatska u mom srcu!*

 

Maria Kulawik
kulawik.marysia@gmail.com

PS. Za udostępnienie części zdjęć dziękuję Annie Piwowarczyk i jednocześnie zapraszam do odwiedzenia jej bloga, na którym relacjonuje nasz pobyt w Zagrzebiu: http://vucibatina.blogspot.com/.


* Parafrazując słowa jugosłowiańskiej kapeli rockowej AZRA, która śpiewała Poljska u mom srcu! (Polska w moim sercu!).


O kuchni po raz ostatni…

 Jestem w Japonii=pewnie będę codziennie jadł sushi c.d.  :O 

Dziś ostatni wpis dotyczący japońskiej kuchni. Opowiem to co jeszcze nie opowiedziałem i pokaże wam gdzie, w sąsiedztwie HUE i mieszkań, które HUE wynajmuje dla studentów, można dobrze zjeść.

Tak więc zacznijmy od mapy. Nie jestem mistrzem programów graficznych więc mapę, na potrzeby tego wpisu, dostosowałem w paint’cie. 😉

Mapa

Czerwonymi okręgami zaznaczone są mieszkania studenckie. Czerwony okrąg z 17tką w środku to nasze Tanimoto, gdzie znajdują się dwa 2-osobowe mieszkania. Drugi i trzeci czerwony okrąg to miejsca, gdzie są same jedynki.;) Szara strzałka wskazuje gdzie jest HUE, które co prawda na mapie się nie zmieściło ale uwierzcie, że jest tuż obok.;)

Przejdźmy do najważniejszego, czyli gdzie można dobrze zjeść w okolicy. Zacznijmy od dużego zielonego okręgu, który za pewne rozpoznają osoby bacznie śledzące poprzednie wpisy; tak to AEON MALL, czyli wielkie centrum handlowe. Zostało przeze mnie zaznaczone ponieważ, w środku jest kilka restauracji wartych uwagi, zwłaszcza tani sushi bar samoobsługowy, gdzie sushi przyjeżdża do stołów minikolejką. ;D

Czarny okrąg to restauracja Okonomiyaki, o której wspominałem ostatnio, prowadzona wieczorami przez rodzinkę z sąsiedztwa,. Gorąco polecam!!! Ale zawsze sprawdzajcie w jakie dni przyjmują, żeby nie obejść się smakiem;)

Błękitny okrąg to miejsce o którym dzisiaj wam opowiem;). Jest to miejsce, o którym długo nie wiedziałem i dopiero po 3 miesiącach pobytu sprawdziłem co się tam kryje. To mała restauracja sushi – również rodzinny biznes; otwarta wieczorami. Zawitaliśmy tam całą ekipą pewnego lipcowego wieczoru. Ceny co prawdą były konkretne ale z okazji przyjazdu mojej siostry pozwoliliśmy sobie na małe szaleństwo; poza tym dobre sushi kosztuje! Na początku wyglądało to jak zwykła wizyta w restauracji.

1

W momencie kiedy właściciel odkrył, że całkiem dobrze mówimy po japońsku, atmosfera bardzo się ociepliła. Nawet jeden z gości przyłączył się i postawił nam butelkę sake. Sushi przygotowane przez właściciela (którego imienia niestety nie pamiętam), było najlepszym jakie w życiu jadłem. Co prawda wyglądało skromnie:

2

Ale uwierzcie mi, że było to niebo w gębie! Kiedy przyszło do płacenia rachunku byliśmy przygotowani, żeby wyciągnąć po 5 tys. jenów za osobę, ale ku naszemu zaskoczeniu właściciel machną ręką i powiedział, że tysiąc wystarczy. Teraz już chyba rozumiecie dlaczego tak mile wspominam to miejsce 😉 To jedno z wielu miejsc, gdzie bardzo gorąco nas przyjęto. Z drugiej strony pamiętajcie, że znajomość japońskiego to kluczowa sprawa w takich sytuacjach – gdybyśmy nie umieli się porozumieć zapłacilibyśmy jak normalni turyści czyli słono!

Różowy okrąg to również miejsce warte odwiedzenia, ze względu na cenę. W każdy poniedziałek wieczorem, można tam zjeść smaczny posiłek za jedyne 100 jenów ( czynne zawsze do wyczerpania).;) Dodatkowo Panie, które tam pracują są bardzo miłe i zawsze ciekawe skąd przyjechałeś i co robisz w Japonii. Również gorąco polecam;)

Aaa i jeszcze fioletowy okrąg, co prawda byłem tam tylko raz, ale serwują tam świetne ramen, czyli tłumacząc w wielkim skrócie – taki japoński rosół z makaronem, ale dużo bardziej wyrafinowany.

Ramen

Ramen

Podczas mojego pobytu, miałem również okazję zjeść prawdziwe chińskie jedzenie, przyrządzone przez mojego kolegę z drużyny Cho, który przeprowadził się z Chin w 2008 roku. Przez „prawdziwe chińskie jedzenie” mam na myśli zupełnie coś innego niż jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce, gdzie jak grzyby po deszczu wyrosły knajpy popularnie nazywane „chińczykami”. Knajpy, które tak naprawdę to głównie wietnamskie jedzenie, czy coś takiego – z całą pewnością nie ma w tym za wiele z kuchni chińskiej. To co przyrządził nam Cho będę wspominał do końca życia. Chłopak bardzo się postarał i stół był sowicie zastawiony. Do tego wszystko było tak ostre, że autentycznie się popłakałem – sos super ostry w kebabie to przy tym pikuś. Jeżeli będziecie mieli możliwość skosztować dobrego chińskiego jedzenie w Japonii, skorzystajcie a nie pożałujecie;)!!

Chińska kuchnia

Chińska kuchnia

Nasze ekipa i Cho (pierwszy od lewej).

Nasze ekipa i Cho (pierwszy od lewej).

Ostatnie wydarzenie, którego ominięcie byłoby grzechem, było wspólne gotowanie organizowane przez HUE. Wszyscy studenci z wymiany oraz Japończycy, którzy się nami opiekowali, zebrali się dwa razy, żeby wspólnie coś upichcić. Za pierwszym razem były to potrawy narodowe, za drugim typowo japońskie. Za każdym razem bawiłem się świetnie i miałem okazję spróbować bardzo różnorodnych potraw.

6

Ale i tak najsmaczniejsze były ziemniaki prosto z garnka;)

7

8

To tyle jeżeli chodzi o temat jedzenia. Kolejny odcinek już o podróżowaniu po Japonii. 😉

Maciek Sukiennik


Bułgaria – przełam stereotypy!

[część pierwsza]

Erasmus w Bułgarii – dlaczego warto?

Erasmus – przeżycie nie do opisania, przygoda życia, kulturowa mieszanka wybuchowa – teraz, gdy mój czas w Sofii powoli dobiega końca, mogę stwierdzić, że absolutnie się z tym zgadzam. Swój poprzedni wpis poświęciłem głównie życiu w Sofii, teraz chciałbym się skupić bardziej na Bułgarii oraz moich podróżach (a trochę ich było). Bułgarzy, podobnie jak Rumuni, często są postrzegani jako brudni Cyganie, zwłaszcza w oczach osób, które nigdy nie były w tym kraju. Ponadto wiele osób uważa, że Bułgaria to kraj z głęboko zakorzenionymi tradycjami komunistycznymi i nic od 25 lat się tu nie zmieniło. Nic bardziej mylnego! Oczywiście Bułgaria nie należy do państw zamożnych, więc zmiany wymagają czasu. Jednakże kraj ten jest pełen ciekawych tradycji i przepięknych krajobrazów. Postaram się was do tego przekonać!

Widok na panoramę Sofii z gór Vitosha

Widok na panoramę Sofii z gór Vitosha

Pomimo, że Bułgarzy również są narodem słowiańskim, znacznie różnią się od Polaków. Przede wszystkim w ogóle nie czuję, że mieszkam w stolicy. Ludzie nie są tak zabiegani jak Polacy. Czuć tu pewnego rodzaju atmosferę „południowego luzu”. W poprzednim wpisie wspominałem o odwrotnych gestach na tak/nie. Dzięki tej odmienności spotkało mnie kilka mniej lub bardziej zabawnych niespodzianek. Za każdym razem, gdy kasjer w supermarkecie oferuje mi jednorazówkę [torbiczka] , mówiąc „Ne” kiwam głową po polsku i pytanie się powtarza (czasem 3 razy!).
Bardzo zaskakuje mnie „biurokracja”  pewnych sytuacji. Płacąc za zakupy kartą oprócz wprowadzenia kodu PIN, transakcję należy potwierdzić również podpisem. O kartach zbliżeniowych nikt tu raczej nie słyszał… Próbując załatwić najprostsze sprawy, należy podać swoje dokładne dane. Tak było w przypadku kupna bułgarskiego numeru telefonu. Nie ma mowy o zakupie karty SIM w kiosku! Podobnie jest w kantorze. Pewnego razu gdy chciałem wymienić pieniądze, kobieta sczytując dane z dowodu osobistego wpisała moje 2 imiona (na pewno łatwiej było napisać :P).  Mimo wszystko, myślę jednak, że te sytuacje jedynie ubarwiają moje życie na Erasmusie.

Cooltura

Bułgarzy mają niezliczoną ilość ciekawych świąt i tradycji. Miałem okazję doświadczyć kilku z nich. Tuż po moim przyjeździe, w niewielkiej miejscowości Pernik w pobliżu Sofii, odbył się Międzynarodowy Festiwal Kukeri. Jest to pewnego rodzaju bułgarski karnawał. Kukeri to przebrane postacie uczestniczące w tradycyjnych obchodach zwanych “Кукерски игри”, czyli Zabawa Kukerów. Tego dnia Kukeri tańczą, żeby przegnać zimę oraz złe moce. Ich taniec jest także prośbą o urodzaj w nadchodzącym roku. Kukerzy ubierają się w kozią i owczą skórę. Na głowy zakładają skórzane lub drewniane maski, w pasie zawieszają dzwonki, a w ręku trzymają kije. Muszę przyznać, że robi to całkiem spore wrażenie.

Kukeri

Kukeri

1 Marca oznacza dla Bułgarów nadejście upragnionej wiosny. Śniegi i lody topnieją, a słońce zaczyna mocniej przygrzewać. Bułgarów odwiedza Baba Marta [babcia Marzec]. Tego dnia ludzie wymieniają się tzw. Martenicami, czyli bransoletkami zrobionymi z czerwonej i białej włóczki. Czasami martenica przybiera kształt chłopca i dziewczynki, zwanych Piżo i Penda. Martenicami wymieniają się dosłownie wszyscy, bywa, że jedna osoba ma na ręce kilkadziesiąt bransoletek! Za każdym razem przyjmując ten „amulet”  należy pomyśleć życzenie. Zgodnie z tradycją po ujrzeniu bociana lub pierwszych pąków na drzewach, należy zdjąć Martenicę i zawiesić ją na tym drzewie. Wtedy życzenie powinno się spełnić.

Martenice

Martenice

Większość Bułgarów to prawosławni, dlatego ich Wielkanoc obchodzona jest później niż w kościele katolickim. W tym roku wyjątkowo późno, bo w maju. Dzięki temu miałem wyjątkowo długi weekend. Niestety były też minusy – miasteczko studenckie całkowicie opustoszało, a poza jednym supermarketem, wszystko zostało pozamykane już w Wielki Czwartek. Ogólnie cały miesiąc to jedna wielka majówka, 1.05 – święto pracy, 6.05 – dzień św. Jerzego i święto armii, 24.05 – Święto Piśmiennictwa Słowiańskiego i Kultury. Na początku czerwca w Dolinie Róż odbywa się święto tychże kwiatów. Swoją drogą, nie wiedziałem, że Bułgaria słynie z róż i wszelakich różanych produktów (konfitury, perfumy, kosmetyki). W każdej turystycznej miejscowości znajduje się sklep Roses of Bulgaria ( samej Sofii naliczyłem chyba z 10!).

Miłe zaskoczenie

Szczerze mówiąc, piękno Bułgarii zacząłem odkrywać dopiero po przyjeździe tutaj. Nie spodziewałem się, że ten kraj może być tak różnorodny i malowniczy.  Trochę żałuję, że nie uda mi się zobaczyć wszystkich ciekawych miejsc, ale przynajmniej będę miał do czego wracać. Pierwszym miejscem, które odwiedziłem poza Sofią jest Plovdiv, miasto drugie pod względem wielkości, położone pośród siedmiu wzgórz. Swoją historią sięga czasów starożytności, co najmniej 600 lat p.n.e. Dzięki temu, można tu spotkać wiele ciekawych zabytków, m. in. antyczny amfiteatr, starożytne ruiny i pozostałości murów rzymskich.

Plovdiv - widok ze wzgórza

Plovdiv – widok ze wzgórza

Kolejnym miejscem, które odwiedziłem jest Monastyr Rilski – ważny symbol bułgarskiego oporu przeciwko tureckiej okupacji. Jest to jeden z największych i najwyżej położonych klasztorów w całym kraju. Ogromne wrażenie robią precyzyjne malowidła na krużganku oraz otaczające klasztor góry.

Rilski Monastyr

Rilski Monastyr

Na uwagę zasługują również takie miejsca jak bajkowe wodospady w Kruszunie oraz jaskinia Devatashka, w której kręcono sceny do Niezniszczalnych 2.

Wodospady w Kruszunie

Wodospady w Kruszunie

Ostatnim punktem na mapie Bułgarii, w który się udałem, jest dobrze znane Polakom Morze Czarne. Wycieczka niezapomniana, ponieważ ostatnia w takim gronie (ok. 20 osób). Dodatkowym atutem mojej wyprawy nad morze był fakt, że w dniu wyjazdu zdałem swój ostatni egzamin i dzięki pięknej pogodzie mogłem poczuć iście wakacyjny klimat! Jeśli jechać na wybrzeże, to zdecydowanie do Warny, kurortu zwanego również nadmorską stolicą Bułgarii. Stąd udaliśmy się również na wycieczkę do Nessebaru, przepięknej miejscowości w południowej części wybrzeża, położonej na niewielkim półwyspie. Swoją historią również sięga czasów starożytności. Co ciekawe, miasto to musi być pełne turystów z Polski, ponieważ każdy sklepikarz, czy kelner jest w stanie powiedzieć kilka zdań po polsku! Znaczne ułatwienie, jeśli ktoś chce wypocząć za granicą i nie zna języka obcego 🙂

Plaża w Warnie

Plaża w Warnie

Sofia jako miejsce strategiczne!

Jednym z powodów wyjazdu na Erasmusa były właśnie podróże. Sofia jest idealną lokalizacją, nie tylko do zwiedzania całej Bułgarii, ale również bliskich krajów sąsiednich. Oczywiście, nie omieszkałem z tego skorzystać!

Pierwsza podróż za granicę – Belgrad. Niestety mocne rozczarowanie, nie ze względu na miasto, ale na pogodę. Atak zimy! Wyjeżdżając z Sofii w połowie marca, temperatura sięgała 15 stopni, gdy wysiedliśmy w stolicy Serbii, przywitał nas śnieg, wiatr i mróz! Na szczęście potem było już tylko lepiej. Hostel w którym nocowaliśmy był naprawdę o wysokim standardzie. Z uwagi na to, że przyjechaliśmy dużą grupą, był praktycznie cały do naszej dyspozycji. Poza kilkoma standardowymi zabytkami, twierdzą Kalemegdan i muzeum Tesli, najbardziej do gustu przypadł mi Zemun, czyli stara dzielnica Belgradu, kiedyś osobna wieś stanowiąca granicę Habsburgów i Turcji. Jest to również port u ujścia Sawy do Dunaju, z wieloma urokliwymi restauracjami położonymi na rzece. Szkoda, że pogoda poprawiła się dopiero w dzień wyjazdu…

Zemun

Zemun

Drugi wypad zagraniczny – zupełnie spontaniczny i bardzo pozytywny – Macedonia. Tym razem pojechaliśmy tylko w czwórkę i skorzystaliśmy z carpoolingu (dla niewtajemniczonych: klik). Macedonia to kraj przepiękny i moim zdaniem bardzo niedoceniony. W ciągu 4 dni udało nam się zwiedzić najważniejsze miejsce. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie stolica – Skopje. Centrum miasta jest niewielkie, ale bardzo malownicze. W latach 60tych miasto zostało kompletnie zniszczone przez trzęsienie ziemi i wciąż jest odbudowywane. Mimo to, jest naprawdę wiele do zobaczenia, m.in dom Matki Teresy, imponująca fontanna z pomnikiem Aleksandra Wielkiego, muzeum archeologiczne, czy turecki bazar. Polecam również przedmieścia Skopje z niesamowitym kanionem Matka.

Muzeum archeologiczne w Skopje

Muzeum archeologiczne w Skopje

Kanion Matka

Kanion Matka

Kolejnym przystankiem było Ohrid, miasto położone nad zielonym jeziorem tuż przy granicy z Albanią. Miasto, jak niektórzy twierdzą, bułgarskie (zresztą Bułgarzy uważają, że język macedoński jest jedynie dialektem ich mowy). Stąd pochodzi Klemens Ochrydzki, ważny święty prawosławny i pierwszy biskup Bułgarii. Miasteczko jest niewielkie, więc spokojnym spacerem można je zwiedzić w ciągu jednego dnia. Znajdzie się też czas na relaks. My wynajęliśmy wodną taksówkę i cieszyliśmy się piękną słoneczną pogodą (25 stopni w połowie kwietnia!). Macedonia to kraj, do którego z pewnością kiedyś wrócę!

Jezioro ochrydzkie

Jezioro ochrydzkie

Ostatni wypad zagraniczny – Stambuł. Dla mnie najlepszy, ponieważ na majówkę przyjechali do mnie znajomi z Polski. Będąc kilka miesięcy poza ojczyzną, widok znajomych twarzy cieszy sto razy bardziej! Wracając do Turcji – tym razem zderzenie kulturowe znacznie większe! W Stambule naprawdę niełatwo zrobić zdjęcie bez meczetu w tle. Dźwięk muezinów nawołujących z minaretów do modlitwy wprowadza bardzo oryginalny i orientalny klimat. Miasto zwiedzaliśmy ze znajomą Turczynką, dzięki czemu mogliśmy poznać miasto z perspektywy „localsa”. I zdecydowanie zaoszczędziliśmy sporo pieniędzy. Stambuł to ogromna metropolia (populacja sięga 17 mln, wg nieoficjalnych danych nawet 19 mln!), więc wszędzie poruszaliśmy się minibusami i taksówkami, na które wydalibyśmy fortunę (stawki dla turystów kilka razy wyższe!). Najfajniejsza w tym wszystkim była podróż promem z części europejskiej do azjatyckiej. W ciągu 10 minut znaleźliśmy się na innym kontynencie!

Stambuł - widok z Bosforu

Stambuł – widok z Bosforu

Po czterech niesamowitych miesiącach przyszedł czas na pożegnanie. Bardzo ciężki czas, nie spodziewałem się, że będę podchodzić do tego tak emocjonalnie. Teraz gdy ludzie powoli zaczynają wyjeżdżać, widzę jak bardzo się zżyliśmy. Mam nadzieję, że pozostaniemy jedną wielką rodziną i znajomości, które tu zawarłem przetrwają na długo. W końcu Once Erasmus, Always Erasmus – i tego zamierzam się trzymać! Jeżeli wahasz się, czy wyjechać na wymianę zagraniczną, nie myśl zbyt długo! Może zabrzmi to bardzo patetycznie, ale Erasmus naprawdę otwiera serca i umysły!

Paweł Pankowicz
pawel.pankowicz@gmail.com


Masaryk University w Brnie, Czeska Republika

04.09.2012 – 08.02.2013

II rok, III semestr, studia licencjackie

Typ wymiany: studia

Uniwersytet Masaryka jest drugą co do wielkości uczelnią w Czechach. Bierze on udział w kilku projektach wymiany studenckiej (nie tylko program Erasmus), dzięki czemu można spotkać tam studentów z Ameryki Północnej i Południowej, Azji, Afryki czy Australii. Liczba studentów zagranicznych to około 500 osób.

Wydziały Uczelni znajdują się w różnych miejscach, jednak nie jest to kłopotliwe z uwagi na dobre połączenia tramwajowe czy trolejbusowe. Każdy wydział posiada bibliotekę do której dzięki posiadaniu Karty Studenckiej MU (dostajemy ją na spotkaniu informacyjnym po przyjeździe wraz z innymi dokumentami oraz przewodnikiem) mamy nieograniczony dostęp-z opcją xera, korzystania z komputerów. Zarówno na wydziałach jak i w bibliotekach mamy możliwość korzystania z bezpłatnego połączenia internetowego. Przed wyjazdem warto wyrobić sobie kartę ISIC, ponieważ dzięki niej zyskamy szereg zniżek np. przy zakupie biletu Student Agency, czy przy kupnie biletu do kina.

Panorama Brno, widok ze Spilberka

Panorama Brno, widok ze Spilberka

Przed przyjazdem na Uczenie każdy student internetowo wyraża chęć posiadania mentora.  Może on nam pomoc w dotarciu z dworca do akademika, czy przy załatwianiu formalności na Uczelni, przy wyrabianiu karty miejskiej itp. Można było liczyć na wsparcie nie tylko mentora ale i na cały zespół ISC (lokalna nazwa ESN- organizacja zajmująca się pomocą Erasmusów).

Każdy student wybiera swoje przedmioty dzięki IS (internetowy system Masaryka). Można tu znaleźć kursy w języku angielskim, czeskim, a nawet niemieckim (możliwe, że istnieją jeszcze inne języki stosowane na wykładach). W moim przypadku zaliczenia polegały: na napisaniu kilku prac w formie eseju, egzaminy w formie testu wielokrotnego wyboru, egzaminu pisemnego. Aktywny udział w zajęciach, przygotowanie prezentacji multimedialnej, chodzenie na zajęcia także składało się na daną ocenę z przedmiotu.

Koszty wynajmu mieszkania są różne w zależności od liczby osób wynajmujących, standardu mieszkania, czy miejsca położenia. W moim przypadku było to 150 euro wraz ze wszystkimi dodatkowymi opłatami (mieszkanie blisko centrum, 4 osoby). Opłata za kartę miejską w strefach blisko centrum na okres 3-miesięczny to 715 koron (około 120 zł, wraz z opłatą za wydanie karty). Polecam formę wyżywienia oferowaną nam przez Menzy (stołówki) Masaryka, można tam tanio i smacznie zjeść, przebierając w szerokiej gamie posiłków. Na całym obszarze Brna mamy dostęp do kilku centrów handlowych: Olimpia, Vankóvka, Campus Square, park handlowy i dużej liczby supermarketów takich jak: Albert, Tesco, Lidl, Billa itd.Niestety stypendium nie pokryło moich wszystkich kosztów dotyczących pobytu na Erasmusie. W dużej mierze dlatego, że dużo podróżowałam. Brno ma świetne połączenia z takimi miastami jak: Wiedeń, Budapeszt, Praga, czy Bratysława.

Centrum-Brno

Centrum-Brno

W samym Brnie  jest także wiele miejsc wartych zobaczenia między innymi: starodawne więzienie Spilberk, zamek nad jeziorem (z podróżą statkiem), Vila Tugendhat, starówka, ratusz, opera, ZOO, katedra z tarasem widokowym, galeria sztuki, muzeum. Na każdej ulicy możemy znaleźć kilka pubów z dużym wyborem czeskich piw. Wszystkie puby są jedyne w swoim rodzaju (np. mamy możliwość sami nalać sobie piwo, czy napoje dostarcza nam pociąg krążący z baru do wybranego stolika).Polecam wybranie się na mecz hokeja organizowanym w „Kometa Brno” (szczególnie rozgrywki pomiędzy uniwersytetami, cena 100 koron = ok. 16 zł), wzięcie udziału w Laser Games (bardzo często ISC organizuje tam wyjścia, cena: 95 koron) oraz skorzystanie z Aqua Parku.

Centrum-Brno ul. Ceska

Centrum-Brno ul. Ceska

W każdą środę ESN organizował imprezy tematyczne w klubie 7nebe. Przeważnie przed każdą imprezą wszyscy Erasmusi spotykali się w akademiku i później razem docierali do klubu, dzięki czemu jeszcze bardziej się integrowali. Kluby dostępne w Brnie i najczęściej odwiedzane przez studentów zagranicznych to między innymi: Livingstone, Faval, Mandarin, Metro, Charlie, Twofaces, Caribic.

ISC (ESN) organizuje wiele wycieczek, między innymi zwiedzanie Czech („Czech Paradise”), Pragi, Wiednia, Bratysławy i Krakowa J. ISC oferuje wyjścia do obiektów sportowych, takich jak sale gimnastyczne, czy basen. Ponadto w każdą środę przed imprezą w 7nebe odbywały się Country Presentations, na których każda ekipa z danego państwa przedstawiała swoje państwo, oprócz prezentacji multimedialnych, czy spektakli, studenci przygotowywali dania, z których słynie ich region.

Impreza w 7nebe

Impreza w 7nebe

Co do uczelni,  muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że Masaryk może być w takim stopniu skomputeryzowany, tak dobrze zorganizowany, a jego budynki tak piękne. Wszystko opiera się na karcie MU (Masaryk University): zapłata za obiady, xero, scany, wejścia do biblioteki oraz IS (Informaltional System) stronie internetowej każdego studenta, dzięki której widzimy wyniki naszej pracy (indeks nie jest potrzebny), dane wykładowców, opis przedmiotów, nasz nowy adres e-mail. Każdy z budynków wydziałów jest inny i niepowtarzalny. Najbardziej ciekawym dla mnie miejscem w Brnie jest nowo wybudowany Campus Square, w którym leży hala sportowa, fakultet medycyny i wychowania fizycznego połączony z centrum handlowym, w którym znajdowała się także nowoczesna stołówka akademicka.

Pobyt na Erasmusie w Masaryk University to był strzał w 10! Polecam wszystkim tą uczelnię, jeśli komuś zależy na: integracji ze studentami z całego świata, dobrej zabawie, zwiedzaniu ciekawych miejsc i odbycia części studiów na prestiżowej uczelni. Na pewno wpłynie to na zwiększenie liczby przyjaciół, udoskonalenie znajomości językowej i zdobycie świetnego doświadczenia, które na pewno zaowocuje w tworzeniu swojej przyszłości.

Ściana w akademiku Viniarska

Ściana w akademiku Viniarska

Iza Wronka